Produktem finansowym, który w ostatnich latach wzbudził najwięcej kontrowersji, jest polisolokata. W jaki sposób można oszczędzać na niej pieniądze? I jakie zyski można na niej wypracować?
Co to jest polisolokata?
Polisolokata jest to ubezpieczenie na życie i dożycie z Ubezpieczeniowym Funduszem Kapitałowym. Jej posiadacz zobowiązuje się do regularnego płacenia składek w trakcie trwania umowy. Część z nich przeznaczona ma być na ochronę polisową, a cześć zamieniana na jednostki funduszu kapitałowego.
Tutaj jednak od razu musimy zaznaczyć, że nazywanie tego produktu finansowego ubezpieczeniem nie jest do końca prawidłowe, co więcej, może być mylące dla klienta. Dlaczego? Ponieważ realna ochrona jest niewielka, a odszkodowanie wypłacane na skutek nieszczęśliwych wypadków/śmierci zwykle nie pokrywa nawet części potrzeb. Definicja ta więc może wprowadzić w błąd, lecz mimo wniosków ze strony różnych towarzystw, aktualne prawodawstwo jej nie zmienia.
Jak zarobić na polisolokacie?
W założeniu polisolokata ma być produktem inwestycyjno-oszczędnościowym. Przy czym tu trzeba podkreślić, że umowy zawierane są na kilkanaście, kilkadziesiąt lat, a klient przez cały ten czas zobowiązuje się do wpłacania składek w określonej wysokości.
A jaki sposób zarabia się na polisolokacie? Jak już wspominaliśmy, kapitał jest inwestowany, co ma generować zyski. Lecz przeciwieństwie do np. lokaty, nie ma gwarantowanej stopy zwrotu. Co więcej, środki mogą być lokowane w instrumenty finansowe o podwyższonym ryzyku, np. w akcje, o czym klienci często nie byli informowani.
Można więc zarówno powiększyć, jak i… stracić swoje oszczędzności. Oczywiście, wszystko zależy też od tego, w jaki sposób skonstruowana jest umowa. I tym samym przechodzimy do sedna, czyli do opłat.
Polisolokaty a opłaty
W umowach o polisolokaty uwzględnionych zostało szereg opłat. Dotyczyły one głównie administrowania, zarządzania funduszem kapitałowym. Przy czym były one pobierane niezależnie od tego, jakie zyski zostały wypracowane. W związku z tym klient mógł znaleźć się w jednej z trzech sytuacji:
- nie zarabia, ale też nie traci, lecz jego kapitał się zmniejsza przez opłaty,
- zarabia, ale część zysku zostaje pochłonięta przez opłaty, przez co nierzadko wychodzi na „zero”,
- traci oraz dodatkowo jego środki zostają pomniejszone o opłaty.
I choć teoretycznie można zarobić na tym produkcie finansowym, w praktyce okazało się, że wiele ludzi straciło przez nie sporo pieniędzy.
Jednak największym problem okazała się opłata likwidacyjna. Była ona pobierana w przypadku, gdy klient chciał zakończyć umowę przed czasem, a przypomnijmy, że dokument ten podpisywany jest na kilkanaście, kilkadziesiąt lat (stąd pojawiło się określenie „przywiązani do lokaty”). Opłata ta mogła wynosić nawet ponad 90% kapitału.
A co z osobami, które przez nią straciły pieniądze? Mogą złożyć pozew do sądu, ponieważ jak się okazało, wiele umów zawierało klauzule niedozwolone. Ponadto zapisy w nich były niejednoznaczne, skomplikowane, mogły wprowadzać w błąd, co stanowi podstawę do roszczeń. Dlatego klienci mają 10 lat od zakończenia umowy, aby żądać zwrotu opłaty likwidacyjnej.