frank szwajcarski w ręku

Kredyty we frankach – w czym tkwi problem?

Wiele słyszy się o problemach frankowiczów, ale skąd one się właściwie wzięły? Jeżeli kredyty we frankach były tak zachęcające, to co się nagle stało, że zamiast korzyści zaczęły przynosić same kłopoty?

Dlaczego kredyty we frankach były popularne?

Był czas, gdy kredyty we frankach szwajcarskich były w Polsce bardzo popularnym produktem finansowym. Na przykład większość kredytów hipotecznych była wypłacana właśnie w tej walucie. Skąd brała się jej popularność?

Oczywiście kluczowe było niskie oprocentowanie. W roku 2008, na który przypadł szczyt zainteresowania takimi kredytami, ich oprocentowanie wynosiło tylko 4,6%, podczas gdy w przypadku kredytów w złotówkach było to aż 8%. Z tego wynikały znaczne różnice w wysokości miesięcznych rat.

Z tym faktem wiązała się kwestia zdolności kredytowej. Ponieważ raty były niższe, naturalną koleją rzeczy więcej klientów mogło sobie na taki kredyt pozwolić. Nie przewidywali wtedy, że kredyt frankowy może ściągnąć na nich kłopoty. Co sprawiło, że kredyty, które wydawały się być tak opłacalne, stały się nagle poważnym problemem?

Wzrost kursu franka

Sytuacja kredytobiorców po 2008 roku zmieniła się diametralnie i nie była to w żadnym wypadku zmiana na lepsze. Frank szwajcarski szybko przestał być taką opłacalną walutą. Jego kurs zaczął bardzo szybko rosnąć (kurs względem złotówki podniósł się o 20% w ciągu jednego dnia). Na efekty, jakie przyniosło to frankowiczom, nie trzeba było długo czekać. Oznaczało to dla nich skokowy wzrost wysokości rat. A i to nie wszystko – w rezultacie salda ich kredytów zwiększyły się o kilkadziesiąt procent.

Nic dziwnego, że wielu kredytobiorców nie było w stanie sobie poradzić wobec tak nagle zmienionych warunków – nie na to się przecież pisali. Wielu popadło więc w długi, zbankrutowało albo, by tego uniknąć, zostało zmuszonych do sprzedaży nieruchomości, gdy kredyt znacznie przewyższył jej wartość.

Nieuczciwe praktyki banków

Inną kwestią, która wpłynęła na problemy frankowiczów, są praktyki stosowane przez część banków, nie zawsze uczciwe. Oprocentowanie kredytów zwykle ustalane było na podstawie LIBOR, czyli referencyjnej wysokości oprocentowania depozytów i kredytów na rynku międzynarodowym w Londynie, powiększonej o ustaloną w umowie marżę.

Nie zawsze jednak stosowano ten przejrzysty system. W części banków oprocentowanie kredytów nie było ustalane według konkretnych wskaźników, ale na podstawie decyzji zarządu. To prowadziło do wybiórczości, którą trudno uznać za sprawiedliwą – gdy LIBOR wzrastał, zarząd podnosił oprocentowanie, jednak kiedy LIBOR spadał, już niekoniecznie łączyło się to z jego obniżeniem.

Inną sprawą było ubezpieczenie niskiego wkładu własnego. Banki wymagały 20 lub 30% wkładu własnego przy kredycie hipotecznym. Jeśli kredytobiorca nie mógł go zapewnić, musiał zapłacić ubezpieczenie. Wynosiło ono 2-3% pobieranych od brakującej kwoty raz na 3 bądź 5 lat. Kredytobiorcy próbują teraz udowodnić, że taki zapis w umowach o kredyty hipoteczne był nielegalny.